
Pomóż małej Yoko!
Pamiętam, jak bardzo na nią czekałem. Moja córeczka przyszła na świat z chorym serduszkiem - wrodzoną wadą pod postacią zespołu Mullera.
Lekarze powiedzieli ponadto, że niedotlenienie podczas porodu spowodowało nieodwracalne zmiany w mózgu i mała nigdy nie będzie “normalnym” dzieckiem. Żona powiedziała, że nie da rady wychowywać takiego dziecka. Zostawiła nas. Córeczce dałem na imię Yoko - Dziecko Oceanu - aby miała piękne życie, z oceanem możliwości i żeby w jakiś sposób zrekompensować jej tym imieniem chorobę i cierpienie.
Pierwszą operację przeszła już w pierwszym miesiącu życia. Następna odbyła się zaledwie dwa miesiące później i zakończyła się niewydolnością wielonarządową. Kolejny raz Yoko udało się jednak uratować. Wiedziałem, że rytm życia mojego dziecka wyznaczą wizyty w szpitalach i mój lęk o jej życie. I tak mijało nasze życie, na rehabilitacjach, wizytach w szpitalu, moim patrzeniu, jak mała cierpi, pokonuje sama siebie przy ćwiczeniach z rehabilitantem, jak inne dzieci patrzą na nią na placu zabaw. Jakoś jednak sobie radziliśmy. Na początku tego roku okazało się tymczasem, że serduszko znacznie urosło, ubytek w serduszku ma ponad 30 mm i jak najszybciej konieczna jest kolejna operacja, na którą w Polsce musielibyśmy czekać zbyt długo, aby moja córeczka przeżyła. Takie operacje bez większych kolejek wykonywane są w klinice w Monachium w Niemczech.
Daję Yoko miłość, ale nie mogę dać jej życia. Życie Yoko jest w Waszych rękach. Liczy się każda złotówka.




